Strony

poniedziałek, 21 września 2015

Plany, plany

Tym razem miało być inaczej. Miałam być bardziej zorganizowana, trzymać w ryzach swoje lenistwo, walczyć z chaosem i krok po kroku realizować mój perfekcyjny plan. Nie udało się, A mimo to teraz siedzę zrelaksowana, bez poczucia winy patrzącego na mnie jak Buka z Muminków.

Zaczynając pisać bloga, a i trochę później wciskałam w siebie ile wlezie porady innych blogerów, artykuły o blogowaniu, tipy, sztuczki, plany jak co i kiedy, skończywszy oczywiście na obowiązkowych książkach "króla blogosfery". I wiesz co? Wtedy brałam wszystko tak śmiertelnie poważnie. Tak barrrdzo się starałam i spinałam, żeby wszystko było według schematu, żeby na czas publikować, żeby być najlepszą blogerką na świecie, że w końcu z tej spiny puściłam bąka, pardon. Nie dałam rady. Może inni dają, ale ja nie.

Przyszedł czas, że zaczęłam mieć coraz głębiej w nosie wszystkie content marketingi, GA i te wszystkie rady kręcące się wokół budowania społeczności, o których namiętnie czytałam. A wchodząc na bloglovin gdzie zgrupowałam blogi na których blogerzy piszą o tym jak blogować (!) zaczęłam się krzywić z niechęcią i mieć odruch wymiotny. Przejadłam się tym wszystkim. Potrzebowałam wytchnienia. Banał, ale zgubiłam gdzieś w tym wszystkim siebie. Zaczełam podchodzić do swojego bloga jak do pająków, ostrożnie, niechętnie i ze strachem. Zrobiłam sobie przerwę, nie wiedząc jak długo będzie trwała, odcinając się całkowicie od wszystkiego co z blogami związane. Zbiegło się to z przeprowadzką do nowego mieszkania. W razie czego miałabym więc dobrą wymówkę czemu mnie tu nie było. Ale później zdałam sobie sprawę, że zajebiści blogerzy potrafią zrobić przecież zajebistą relację nawet z przeprowadzki robiąc wycyckane zdjęcia choć pot im z tyłka cieknie, a żyłka napina się niebezpiecznie gdy oni stoją jedną nogą na chyboczącym się krześle robiąc idealne zdjęcie do postu, żeby wyszedł idealny kąt. Może inni dają tak radę, ale ja nie.

I w końcu zrozumiałam. Ostrzegam, kolejny banał. Każdy ma swoją drogę. A ja naiwna uwierzyłam, że czyjaś idealna droga jest moją idealną drogą. Uwierzyłam, że stosując się do ogólnie przyjętych ram i rad blogerów szybciutko stanę się sławna, bogata i podziwiana, a mój blog stanie się wzorem dla innych. Taka blogowa Oprah Winfrey, typ "od zera do milionera". Przez to, że moje wyobrażenia były takie rozbuchane i napompowane przez te wszystkie informacje, które sobie aplikowałam na swoją zgubę tym bardziej bolało, kiedy zderzyłam się z rzeczywistością. Stoczyłam się więc z tej wielkiej góry oczekiwań. Znalazłam się znów na pozycji wyjściowej. I miałam wrażenie, że znów oddycham świeżym powietrzem.

W końcu chcę pobudzić do życia mój drugi blog, w którym wyżywam się artystycznie. W końcu znów mi się zachciało, w końcu znów zobaczyłam światełko w w swoim blogerskim tunelu. W końcu zrozumiałam trzecią (i ostatnią, bez obaw) banalną rzecz, żeby słuchać swojego serca. A to jest trudne, kiedy ściągasz do niego chaos i pozwalasz się zbombardować opiniami innych ludzi. Nie twierdzę, że wszystkie opinie, porady są złe i żeby trzymać się od nich z daleka. Ale naprawdę, naprawdę trzeba rozeznać, które nie są jedynie pustym bełkotem np. do podbicia sobie statystyk. Najpierw trzeba sobie uzmysłowić swoje ograniczenia, pogodzić się z tymi, których może nie damy rady zmienić, żeby nie być później sfrustrowanym i nabzdyczonym blogerem, a dopiero potem wyjść do ludzi ze swoim blogiem i po prostu być sobą. I pozostać sobą do końca, choćby nie wiadomo co.

A tymczasem dalej rzucam się w wir urządzania mojego kawałka podłogi.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz